MY, które wspiera JA

Czym jest nasza indywidualność i wyjątkowość bez rozpoznania i uznania w szerszym, społecznym, kontekście?
W przeszłości wielokrotnie porzucałam siebie, co wydawało mi się konieczne, aby przynależeć i stać się częścią kolektywu. Bycie w MY oznaczało pozbycie się JA – swoich potrzeb, pragnień, przekonań, nawet czucia. RAZEM kojarzyło mi się z „tak jak ja chcę” lub „według twojej/waszej woli” i było w mojej komunikacji połączone z nadużyciem na poziomie swojego ciała i energii.
Przyszedł moment, w którym potrafiłam rezygnować z zaspokajania w ten sposób potrzeby miłości. Był to czas, w którym uwierzyłam, że potrzebuję zaspokajać tą potrzebę wyłącznie od środka (tak zwane self-love). Mocno zwróciłam się do siebie i przez, relatywnie, długi czas skupiałam energię w polu osobistym, relacji ja – ja.
Ponieważ pokazała się wtedy, czego na serio nie wiedziałam o sobie wcześniej, moja pustelnicza natura, potrzebowałam na nowo przekonać się dlaczego warto zwrócić się ponownie do świata zewnętrznego, do relacji, do kolektywu. Przeszłe doświadczenia wcale do tego nie zachęcały.
To był ważny czas odosobnienia. Zrozumiałam wtedy jak uzupełniać deficyty* w polu osobistym od środka. Jak dbać o swoją indywidualność.
Moja relacja ze sobą wzmocniła się i stała się stabilnym oparciem. Odnalazłam w sobie spokój, moc tworzenia szczęścia i źródło boskiej miłości.
Ale wiesz co? Moja potrzeba miłości w przejawie przynależności, wsparcia, współtworzenia- nie zostały w pełni zaspokojone.
Ponieważ mam bardzo mocne połączenie z naturą, częściowo w relacji z nią to mi się udawało i naprawdę rozumiem wszystkich tych samotnie żyjących ludzi, którzy zaspokajają bliskość poprzez intymny kontakt z Ziemią.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie wyobrażałam sobie tak reszty mojego życia.
Wiesz, to nawet nie ten wyżej wspomniany dyskomfort związany z niezaspokojeniem zwrócił mnie do zewnątrz. Jak się jedzie od dziecka w trybie przetrwania, dyskomfort to mały pikuś, zjadany na śniadanie.
To głos mojej Duszy, mojego powołania.
Teraz, kiedy to piszę, czuję, że to siła pragnienia mojego serca, a nie potrzeby.
Wyszłam do świata. Do rodu, do kolektywu, do relacji.
Wiele się potrzebowałam nauczyć i wciąż uczę. Relacje to proces twórczy, a zmiana wzorców zapisanych w ciele, układzie nerwowym – jest dodatkowym zaproszeniem do zaangażowania.
Ale jednego jestem już pewna. MY może być wspierające dla JA.
Dzięki rozpoznaniu, uznaniu, docenieniu przez mój kolektyw w moje skrzydła dmucha dzisiaj wiatr.
A ja wiem jeszcze bardziej kim jestem i po co tu jestem.